Witam ponownie w moim małym
zakątku :D
Wcześniej wspomniałam, że
dostałam kilka książek na święta, tak? No to teraz opiszę kolejną, czyli
„Zwiadowcy Wczesne Lata: Turniej w Gorlanie”. Można się po mnie chyba
spodziewać, że jestem fanką całej serii. Niedawno skończyłam wszystkie części,
a teraz wyszła nowa i mej radości nie było końca. No chyba, że wtedy, kiedy ją
skończyłam :c
Po pierwsze: Nie wyobrażam sobie
lepszej serii, do picia przy niej kawy. Nawet jak było już późno, albo czytałam
po nocy, to albo nie piłam nic, albo kawę. Herbata czy kakao jakoś mi nie
smakowały.
Ciągle zastanawiam się kogo
lubię bardziej: Halta czy Willa, ale dłuższym zastanowieniu Halt wygrywa jednak
to jest tak mała różnica, że prawie jej nie widać. Oni są po prostu tacy różni,
ale obu kocham. Ahhh… no co ja zrobię, że tak mnie ciągnie do postaci
fantastycznych? Mogę tylko liczyć na to, że szybko nie umrą.
W Halcie bardzo podoba mi się
ten mrok, sarkazm i cięte riposty. Jednak mimo, że nie okazywał tego na co
dzień, ale martwił się o ucznia, co wyraźnie było widać na przełomie drugiej i
trzeciej części. Gotów był popełnić
przestępstwo, za które dostał banicję tylko po to, aby go odnaleźć. Bardzo
podoba mi pierwszy tom, głównie ze względu na ten cały trening nowicjusza. Nie
było rozdziału, na którym nie dostałabym ataku spazmatycznego śmiechu, zdarzyło
mi się również opluć, ale no cóż… czasem lepiej dać się ponieść emocjom i
szczerze wyrażać emocje, zamiast chować się za maską, a śmieszy tekst
skwitować: „Ha ha no dobra dalej”. Gdzie tu sens? Gdzie tu przyjemność z
czytania?
W najnowszym tomie jednym z
takich rozdziałów jest ten, w którym Halt spotyka po raz pierwszy Paulin. O
bogowie, śmiałam się na przemian z zachwycaniem słodkością tego wszystkiego.
Nie spodziewałam się tego po nim. Może i przyzwyczaiłam się do tego, że w
najnowszych tomach wygląda na to, że boi się postawić żonie i jest lekkim
pantoflarzem, ale nie spodziewałam się, że Halt na początku nie potrafił przy
niej wykrztusić jednego zdania. W sumie teraz się nie dziwię, że spiknięcie
zajęło im tak długo. Podsumowując Halt na dzielni ma opinię ponurego,
niebezpiecznego brodacza, który zastrzeliłby osobę, zanim zdążyłaby się
odwrócić, a w domu posłusznie czuwa przy żonie.
Will za to był jego
przeciwieństwem. Znany ze swojego uroku, niesamowitego poczucia humoru oraz
ogromnej zaradności. Zawsze chętny do pomocy, często spędzał czas z
przyjaciółmi miły, wesoły, pozytywny… no …do czasu [UWAGA SPOILER] śmierci
Alyss. Jedno wydarzenie doszczętnie go zniszczyło. Stał się ponury, z nikim nie
rozmawiał, myślał tylko zemście na mordercy jego żony. Czytając początki dwunastego tomu czułam się
jakbym przeżywała to samo, przez to co z nim się stało. Każdy rozdział dołował
mnie coraz bardziej, aż w końcu pojawiła się Maddy i wniosła trochę dawnych
promieni szczęścia do życia Willa. Chociaż na początku nie zbierała u mnie
plusów swoim zachowaniem, a przede wszystkim ….Nie piła kawy!!! Jak ona w ogóle
funkcjonowała? Szalona czy jak? Może się nawróciła, ale dodaje do niej … mleka.
Ahhh… no cóż, nie wszystkich da się nakłonić do dobrego trunku, ale mam
nadzieję, że w kolejnych tomach (podobno ma być jeden albo dwa o niej) nauczy
się pić kawę jak prawdziwy zwiadowca. W każdym razie fajnie było zobaczyć Willa
w roli nauczyciela. Mógł się w końcu na kimś wyżyć i wytykać innym błędy, a
przecież nie ma nic lepszego na świecie, prawda? Bardzo podobały mi się te
rozdziały, dzięki nim wróciłam do wspomnień z pierwszego tomu i zdałam sobie
sprawę jak bardzo wszyscy się zmienili. Z pewnością w największym stopniu Will,
jednak każdy przeżył za dużo, aby nie odcisnęło się to na ich charakterach.
Co do najnowszej części.
Według mnie była bardzo dobra. Można poznać jedną z większych przygód
Halta i Crowleya, a jest to bardzo dobry duet. Do tego dopełniali go pozostali
zwiadowcy „starej szkoły”, który dobywało z każdym rozdziałem , już nie
wspominając o Pritchardzie, który kupił mnie całkowicie. Dlatego zakończenie
wzbudziło we mnie żądzę krwi i cierpienia dla niektórych ludzi, ale nie mogę
nic zrobić z postaciami, które nie istnieją. Co najwyżej narysować fanart,
który będzie przedstawiał złe osoby, którym przydarzają się złe rzeczy.
Fabuła była bardzo ciekawa,
nawet na chwilę nie miałam momentu, w którym chciałam odłożyć lekturę, działo się
to tylko za wynikiem czynników, na które nie mam bezpośredniego wpływu.
Także książkę jak najbardziej
polecam fanom Zwiadowców :3
Jeszcze dodam taką małą
ciekawostkę.
Byłam parę miesięcy temu na
spotkaniu z autorem tej serii Johnem Flanaganem i tak się tym jarałam, że mało co pamiętam. Jednak udało mi się
zdobyć autograf, chociaż ledwo bo jak stanęłam przed nim to tak mnie na
początku zatkało, że na pytania „Hi. How are you?What’s youre name” w głowie miałam tylko: „potato”.
Niestety było to jeszcze zanim miałam aparat, więc nie mam zdjęcia, ale i tak
jestem zadowolona :D
NUTA
NA DZIŚ:
Też lubię zwiadowców, wiesz? :) niedawno czytałam tą serię kolejny raz xD
OdpowiedzUsuń